[
attachment=7916][
attachment=7917][
attachment=7918]
To było wspaniałe lato. Pełne słońca i uroku zapachów przyrody. A ja w tym czasie siedziałem w piwnicy i wąchałem opary kalafonii. Warto jednak było. Stoi bowiem przede mną urządzenie, które napawa mnie nie tylko radością, ale również dumą. Rekompensuje jednocześnie wszelki trud związany z jego powstawaniem. I to co wydawało się leżeć poza zasięgiem moich skromnych możliwości, działa teraz w sposób przewyższający moje oczekiwania. Mam tu oczywiście na myśli Husarka.
Podjęcie decyzji o jego budowie nie przyszło mi łatwo, ale to dlatego, że jeśli nie trzymało się lutownicy w ręku przez ostatnie 30 lat, to nie wystarczy ułańska fantazja, aby ponownie zająć się montażem urządzeń elektronicznych. Należę bowiem do tych trochę wcześniej urodzonych, którzy jeszcze w zamierzchłych czasach kwarce do filtru McCoya szlifowali ręcznie. To nagłe przejście z techniki lampowej do elementów SMD nie jest więc w moim przypadku harmoniczne. Pomijam już niebywałą „dziurę” w mej wiedzy, która dramatycznie się pogłębiała. Biorąc bowiem pod uwagę dynamiczny rozwój elektroniki w ostatnich latach, to mogę chyba stwierdzić, że wszedłem obecnie w zupełnie inny świat. A ponieważ efekt, który uzyskałem, jest niezwykle satysfakcjonujący, to z całym przekonaniem stwierdzić mogę, że skoro Husarek stał się homodyną nawet dla mnie, to jest też „homodyną dla każdego”.
Mój egzemplarz zmontowałem w taki sposób, aby z łatwością można było w nim grzebać. Wystarczy ściągnąć gałki i wysunąć wszystko do tyłu, bez konieczności odpinania lub odlutowywania jakiegoś kabelka. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ etap który zrealizowałem to dopiero połowa drogi. Czeka na mnie jeszcze strona nadawcza, a wcześniej jeszcze jakieś zasilanie, które faktycznie będzie „low noise”. Jednak zima dopiero przed nami więc nudził się nie będę. A o modernizacjach lub modyfikacjach nawet nie wspomną, bo przypuszczam, że przez następne lata będę miał co robić. Właściwie to mogę powiedzieć, że urządzenie ruszyło już za pierwszym razem. Będę nieskromny i nadmienię, że nie popełniłem, żadnego błędu podczas montażu. Ale jest to chyba wynik nadgorliwości, którą chciałem zrekompensować brak doświadczenia. Faktem też jest, że sprawdzałem każdy element przed zamontowaniem i to doradzam każdemu. Jeśli chodzi jednak o inne porady, to będę raczej wstrzemięźliwy i zalecę jedynie czytanie tego forum, bo taka też była moja droga. Nie mogę też pochwalić się parametrami jakie po stronie odbiorczej osiągnąłem, ponieważ brak mi przyrządów aby je określać. Jedyne co mogę obecnie stwierdzić, to fakt, że dwa fabryczne urządzenia, którymi dysponuję – w tym jedno do zastosowań profesjonalnych – gorzej wypadają niż Husarek. W metodzie „na ucho” lepiej odczuwam czułość, selektywność, plastyczność dźwięku, a w efekcie końcowym przyjemność słuchania w mojej konstrukcji niż w urządzeniach pozostałych. Nie jest to wprawdzie rzetelny opis osiągów mojego urządzenia, ale korzystając przy jakiejś okazji z przyrządów i wiedzy któregoś z Was postaram się tę informację uzupełnić. Nie mogę też być dobrym źródłem informacji pomocnych w określeniu całości nakładów niezbędnych do zrealizowania projektu Husarka. W moim przypadku musiałem zacząć od zakupu lutownicy i kupowałem też każdą śrubkę. Jednak w przypadku wielu z Was, przepastne zasoby gromadzone przez lata przygód krótkofalarskich pozwolą na znaczną redukcję wydatków. I tu zróżnicowanie może być bardzo duże.
Nie będę się oczywiście rozpisywał nad kwestią tego, że każdy musi indywidualnie określić swoją wewnętrzną potrzebę kreatywności realizowaną w formie montażu urządzeń elektronicznych. Chciałbym jedynie wspomnieć o aspekcie, który mnie samego zaskoczył swoim wymiarem. Otóż ta moja potrzeba wzrosła po stwierdzeniu, że po dłuższym siedzeniu z lutownicą w ręku i skupieniu nad lutowanymi elementami odczułem zbawczy wpływ tego co robię na moje zmęczenie. Dla mnie było to nowe doświadczenie. Porównać je chyba można z jazdą na koniu. Gdy pędzi się na jego grzbiecie w galopie to nie można myśleć o problemach, które nas codziennie przytłaczają. Musimy bowiem myśleć o koniu i o tym aby z niego nie spaść. Godzina na koniu i nasz psychiczny reset gwarantowany. Coś mi się jednak wydaje, że reset gwarantowany przez montaż Husarka jest już bezpieczniejszy dla mojej grupy wiekowej. A tym bardziej wymierny. Warto więc spróbować.
Skoro zatrzymałem się tu nad aspektami niekoniecznie technicznymi, to chciałbym w tym miejscu podziękować Zdzichowi SP6EER, który nie pozwolił mi wątpić w to, czy podołam. Chciałbym jednocześnie podkreślić, że dzięki Husarkowi miałem przyjemność poznania wielu sympatycznych i pełnych życzliwości ludzi. Właśnie ten aspekt jest dla uczestników tego forum – a szczególnie dla mnie - niezwykle istotny. Chyba nie mniej niż techniczny.
Pozdrawiam Was wszystkich.
Marek SP6GAS