Reaktywacja - w Domu Dziecka nr 4 w Warszawie
Kiedy Paweł zadzwonił i opowiedział mi o próbie zachęcenia młodych ludzi do naszego hobby byłem sceptyczny. Myślę sobie, w dobie netu, facebooka, twittera i wszechobecnych emaili młodzi ludzie mają lepsze tematy. Tam zbiera się znajomych na setki po co im przestarzałe sposoby komunikacji. Jednak Paweł nauczył mnie CW, to zakręcony świr, znam już trochę jego metody i skuteczność, więc słuchałem bo to zapowiadało niezłą jazdę.
Z drugiej strony wiadomo, człowiek nie ma czasu, praca, rodzina. Kiedy jednak było blisko i na dodatek w Dom Dziecka niedaleko, to urwałem się z roboty wziąłem mojego Kenta i pojechałem. Co tam trochę z ciekawości trochę by odreagować codzienną gonitwę.
Mam dwóch synów i wiem co to znaczy normalny dom (no dobra ja tam mieszkam więc nie taki całkiem może normalny) może coś tam zrobię fajnego…
Jak już trafiłem na miejsce obładowany ciastkami i colą zostałem oczywiście zagoniony do roboty przy rozkładaniu anten. Zimno było ale fajnie bo lubię sobie porozkładać anteny. Żadnych dzieci, trzech kolegów i dużo drutu (przepraszam przewodów) zmarzłem jak cholera.
Co to za miejsce? Budynek odnowiony z zewnętrz, niezbyt ładny klocek wśród blokowiska, przyzwoite tartanowe boisko. Korytarze czyste, takie szkolne, ceratowe obrusy, trochę dziecięcych prac na ścianach. Wózki przy ścianie dla maluszków.
Przez okno poleciał fider a potem ja, w sali (takiej jak w szkole) trochę gratow, piligrim , klucze jakieś przewody. No ładnie myślę, dzieciaki wparują obśmieją nas i po zawodach ...
No, może ciastka i kola trochę nas podratuje.
Wpadła Pani... za nią pojawiła się chmara dzieciaków - od malucha całkiem małego, miał ze dwa latka do takich już całkiem niemałych. Wparowały i - nieświadome co ich czeka - usiadły.
No a Pawełek im z grubej rury - "jesteście po lekcjach, jak nie chcecie się z nami bawić to spadajcie co się macie nudzić, jak zostaniecie i wytrwacie wykład pogracie z nami o fanty"
Pomyślałem no po nas, jedziemy do domu, nikt nie zostanie przecież po takim wstępie tylko te anteny znowu trzeba składać.
Ale jakoś nie, nikt się nie rusza tylko taki jeden bystrzacha całkiem już duży rozrabia - tylko tak żeby nie było widać. Ja go od razu namierzyłem, bo sam byłem taki sam, więc wiem jak to działa. Siadłem z boku i patrzę, Pawełek nawija coś tam o radiu , że ktoś wynalazł, Tesla itd . Paweł łapami macha niby przy tuszy nie kształtny ale jakiś taki pobudzony, szaleje. Dzieciaki siedzą cicho… nawet te całkiem małe. Dziwnie jakoś. Myślę sobie, że to nawet nie ten wykład a sam fakt, że ktoś do nich przyszedł, że poświęca im czas w jakiś sposób je urzeka. Jest ciemno, pali się tylko jedna lampka przy stoliku z doświadczeniami… Klimat taki magiczny. Coś tam jeszcze opowiadał, ale ja patrzyłem na te dzieciaki. Coś w nich jest, choć to trudno opisać.
Jakby skupienie inne…
Potem światło trochę się poprawiło i zaczął Paweł pokazywać jakieś druty, które się przyciągały no to było fajne, takie normalnie radio na stole z drutów, a ja sobie myślę przecież radio to jest telegraf bez drutu a ty tyle drutów, dzieciaki na szczęście na to nie wpadły i potem nagle mnie zagonili do roboty, bo zaczął się konkurs.
No trudny był, bo ja nadawałem na cały regulator morsem a dzieciaki odbierały i wołały jak zgadły. No i coś wam kochani powiem wtedy to mnie zdziwiło mocno.
Bo jak wiadomo nadać to sztuka wielka nie jest naduszasz klawiszek i leci. A oni wszyscy to odbierali! I dostawali fajne nagrody np. Kompas od Zygmunta ELA , albo kolę. Jedna fajna koleżanka odgadła słowo SIMBA od pierwszego strzału! Rewelacja! To nie jakiś tam „dom” „kot” „but” tego nie można zgadnąć. Ja miałem tempo około 16 WPM. Nieeee, mówię wam!
Usiadłem.
Dostała w nagrodę paczkę chipsów, i co zrobiła? Oddała je chłopaczkowi zbyt małemu by się z nami bawić.
Mi zrobiło się ciepło, jakoś śliny nie mogłem łyknąć. Niby twardy jestem…
…uratowała mnie wychowawczyni, bo była kolacja.
Potem próbowaliśmy coś nadać ale nie było propagacji i się nie udało straszne szumy w blokowisku. Rozegraliśmy ponownie konkurs telegraficzny. Bystrzacha z najbardziej rozbieganym spojrzeniem wygrał super kompas bo ma chłopak łeb i zgadnąć potrafił słowo pięcioliterowe w tempie 18WPM – szok. Było już późno około 21:00, czas się składać. Do domu dziecka mogliśmy przyjechać dopiero wieczorem gdy dzieci wrócą ze szkół więc czasu nie mieliśmy zbyt wiele.
Zajęliśmy im cały wieczór.
Na koniec już powiem tak - lekcja była super, dzieciaki były super, bardzo inteligentne i sprytne i w ogóle jakieś grzeczne takie. Bardzo się z nimi miło rozmawiało.
Dziś widziałem maila z sekretariatu domu dziecka nr 4, że ośmioro z naszych słuchaczy chce tam pracownię krótkofalarską i chce byśmy przyjechali ponownie.
Trzeba załatwić tam radia do odsłuchu i antenę i będziemy przyjeżdżać. Warto! Mocno tą lekcje Pawła przeżyłem, niezwykłe doświadczenie, inne od wszystkiego co mi się w życiu przytrafiło.
Myślę sobie, że tak trzeba robić koledzy krótkofalowcy bo oprócz radia to tam można naprawdę uruchomić młodych ludzi, zaciekawić i sprowokować do fajnego hobby.
Można też lepiej poznać samego siebie, nabrać trochę dystansu, i spojrzeć inaczej na swoją codzienność.
Anteny dla porządku kronikarskiego ściągał Tomek OBU, Jurek NPW i Paweł STS
Ja wymiękłem. Całą noc przeleżałem zamyślony tępo wpatrując się w ścianę.
Do nast. Razu !!
P.S. Chłopaki nie płaczą - tylko robią swoje
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22-11-2012 3:18 przez SQ5RIX.)
|