(01-01-2012 17:53)SQ5NWU napisał(a): [ -> ]Temat samochodu na wodę jest uniwersalny. Kilka tygodni temu tez słyszałem o tym
Mnie osobiście nieco przeraża jak dobrze w naszym społeczeństwie radzą sobie takie irracjonalizmy. W teorii przecież fizyka wchodzi w skład podstawowego programu nauczania w państwowych szkołach, mogłoby się więc wydawać, że nikomu nie przyjdzie nawet do głowy zastanawiać się nad możliwością skonstruowania Perpetuum Mobile. A jednak temat żyje w Internecie pełnią życia, pod nazwą "wolnej energii".
Zresztą dotyczy to nie tylko fizyki. W gimnazjach uczy się o teorii ewolucji, a i tak ciągle słyszę monstrualne bzdury na ten temat. I nie chodzi mi tu nawet o biblijnych literalistów i kreakcjonistów "młodej Ziemi", którzy co jakiś czas próbują mnie przekonać, że Wszechświat ma mniej niż 10 tysięcy lat, a dinozaury wyginęły podczas biblijnego Potopu, bo Noe nie wziął ich na Arkę.
Po prostu często ludzie z którymi rozmawiam na ten temat zdają się nie rozumieć elementarnego mechanizmu stojącego za biologiczną ewolucją - doboru naturalnego.
Co można jeszcze dorzucić do "kolekcji"? Na geografii w gimnazjach uczy się chyba podstaw hydrologii, tak więc osoba kończąca państwową szkołę powinna wiedzieć jak wygląda warstwa wodonośna i znać pojęcie wód zaskórnych. Ale gdzie tam! Jeszcze dzisiaj niektórzy "wykształceni" są w stanie przysiąc, iż "żyłę wodną" można znaleźć przy pomocy zakrzywionego patyka trzymanego oburącz.
Znam nawet rodzinę, która niemałe pieniądze zapłaciła "radiestecie", aby poukładał im w domu kawałki miedzianej blachy, chroniące przez "złowrogim promieniowaniem żył wodnych" - promieniowaniem, którego nie jest w stanie zarejestrować nauka (zdolna do badania pojedynczych cząstek subatomowych) a które znajduje tylko człowiek machający patykiem albo wahadełkiem.
A ilu "wykształconych" wierzy w homeopatię?
Najbardziej bawi mnie (i przeraża jednocześnie) to, że ten cały new-ageowski pseudomistycyzm bardzo często bezczelnie wykorzystuje nomenklaturę zapożyczoną (a raczej skradzioną) z mechaniki kwantowej. W końcu jest to dziedzina, którą mało kto (w skali społeczeństwa) w pełni rozumie, s taki "technobełkot" nadaje nawet najbardziej absurdalnym twierdzeniom (jak hipoteza pamięci wody) pozory autentyczności. W dziewiętnastym wieku tak samo traktowano elektromagnetyzm, nad którym wówczas głowiły się największe umysły. Nie bez powodu taki mesmeryzm był przesiąknięty "magnetycznymi" twierdzeniami.
Zresztą nawet na "radiowym" podwórku narodziła się specyficzna forma głupoty (bo inaczej tego nazwać nie można). Zobaczcie sami:
http://www.youtube.com/watch?v=oAzveGLhUAE
Myśl, że są ludzie traktujący to poważnie, poświęcający swój wolny czas w słuchanie szumu, jest czymś wręcz przerażającym. A wystarczyłoby znać elementarne podstawy radiotechniki i definicję słowa "pareidolia".